Browse By

Jak uporać się z zadłużeniem?

Długi w bankach to sytuacja, która może się przytrafić każdemu. W życiu większości ludzi zdarzają się lata chude i lata tłuste. Gdy nadejdą te pierwsze, skromne życie może nie wystarczać, by utrzymać się na powierzchni. Można ograniczać wydatki coraz bardziej i bardziej, ale w którymś momencie dochodzi się do ściany. Gdy w takiej sytuacji wystąpi jakaś nagła potrzeba, choćby konieczność skorzystania z płatnych usług medycznych czy stomatologicznych, wyjście jest tylko jedno: pożyczka bankowa lub kredyt. I tak to się zaczyna.

Banki są w zasadzie szczodre w przyznawaniu kredytów, zwłaszcza tych najbardziej dla nich opłacalnych – gotówkowych. Zarabiają na nich krocie, a że mają spore instrumentarium egzekucji od niesolidnych dłużników, ich ryzyko jest stosunkowo niewielkie. Bywa zatem, że pożyczają pieniądze nawet tym chętnym, których nie stać na spłatę, co widać od razu po weryfikacji zarobków i historii w BIK-u. Ludzie ci wpadają w pętlę zadłużenia: spłaty przekraczają ich możliwości. Co robić, gdy się człowiek w takiej sytuacji znajdzie?

Po pierwsze – bez paniki

Niejednemu dłużnikowi może w takim momencie stanąć przed oczami wizja komornika, który najpierw wchodzi mu na konto, potem zabiera samochód i co cenniejsze domowe ruchomości, a w końcu i mieszkanie. To może się kiedyś zdarzyć, ale droga do tego jest bardzo, bardzo długa. Żaden bank nie będzie się spieszył z tak radykalną windykacją. Na ogół będzie się starał z dłużnikiem jakoś dogadać i zawrzeć ugodę. Ugoda jest dla banku korzystna, bo wyżej oprocentowana niż kredyt, którego dotyczy. Dłużnikowi daje natomiast czas na podreperowanie finansów i stopniową spłatę. Kto trzyma się warunków ugody, ten skutecznie oddala od siebie groźbę windykacji komorniczej, a po drodze tej jeszcze bardziej prawdopodobnej, czyli prowadzonej przez firmy skupujące długi.

Po drugie – wszystko trzeba starannie przeliczyć

Nie wolno w takiej sytuacji chować głowy w piasek ani wypierać rzeczywistości. Udawanie, że jej nie ma, w niczym nie pomoże. Trzeba spokojnie obliczyć wysokość zadłużenia, własne dochody, koszty życia i możliwości spłaty. Poszukać oszczędności po jednej stronie, a zwiększenia dochodów – po drugiej.

Łatwo nie będzie. Oszczędności wymagają wyrzeczeń, a zwiększenie dochodów wiąże się z dodatkową pracą. Innego wyjścia jednak nie ma: jakoś trzeba pieniądze na spłatę pozyskać. Niekiedy wymaga to czasu, bo np. to i owo zechcemy sprzedać, a znalezienie dodatkowego zajęcia też niekoniecznie jest zadaniem łatwym.

Chwilówka? Tak, ale tylko na chwilę

Jeżeli mamy nóż na gardle, a zarazem stałe dochody, można skorzystać z pożyczki online w 15 minut. Ma to sens pod warunkiem, że pożyczone w instytucji pozabankowej pieniądze będziemy w stanie oddać, bo np. poratuje nas rodzina albo uzyskamy jakiś dochód ze sprzedaży czegoś niepotrzebnego. Kto pożycza po raz pierwszy, może nawet liczyć na pożyczkę bez oprocentowania. To da chwilę – ale tylko chwilę – oddechu.

Czasem pomaga kredyt konsolidacyjny

Kto ma dobrą historię w BIK i stałe dochody, może uzyskać poprawę płynności finansowej poprzez kredyt konsolidacyjny. Nie wszystko jednak wygląda w nim tak pięknie, jak w telewizyjnych reklamach, w których człowiek w meloniku wkłada pudełka jedno w drugie i zachwala zamianę iluś rat na jedną mniejszą. Kredyt konsolidacyjny kosztuje i oznacza, że za nasze długi zapłacimy w sumie jeszcze więcej. Korzyść będzie jedynie taka, że wysokość miesięcznej raty nieco spadnie, a to za sprawą wydłużenia okresu kredytowania.

Kredyt konsolidacyjny ma jeszcze jeden atut: łatwiej jest spłacać dług, w którym wysokość raty wraz z odsetkami jest sztywno określona, a wpłacone na rzecz banku pieniądze stają się od razu pieniędzmi banku. Są bowiem i takie pożyczki, które spłacać trudniej.

Jak spłacić kartę kredytową

Karta kredytowa to wspaniała rzecz, ale niezwykle często staje się pokusą wiodącą wprost w kłopoty. „Jeszcze tylko to”, myślimy sobie – i płacimy kredytówką, być może nawet nie wiedząc, jak wysoko oprocentowana jest udzielana nam wtedy przez bank pożyczka. Owszem, wiemy dokładnie, jaka jest minimalna rata spłaty i kiedy trzeba ją wnieść, ale jest pewien kłopot: co spłacimy, to możemy od razu wydać ponownie. Skutek jest taki, że dług nie maleje, bo zawsze jest jakaś potrzeba, czasem rzeczywiście pilna i niekwestionowana.

W internecie można znaleźć „dobre rady” wiążące się z pocięciem takiej karty kredytowej na kawałeczki, by nie dało się z niej więcej skorzystać. To fatalny pomysł, bo czasem taka spłacana karta jest ostatnią deską ratunku. Gdy człowieka rozboli ząb, a w portfelu pusto, to nawet największy fanatyk oszczędzania sięgnie po kredytówkę. Trzeba ją zachować na taką czarną godzinę – całą i nietkniętą. Po co ją ciąć? Wystarczy włożyć do koperty i zakleić. Można na kopercie napisać ostrzeżenie dla samego siebie typu „otwierać tylko w razie absolutnej konieczności!”.

Tak zabezpieczoną przed użytkowaniem (ale tylko w sklepach stacjonarnych) kartę można spłacić w ratach albo – uzyskawszy kredyt konsolidacyjny lub jakieś ekstra pieniądze – jednorazowo, w całości.

Podobnie postępujemy z limitem (debetem) w koncie. Po pierwsze – nie korzystać, po drugie – spłacać.

Uda się.